Dziewięciosobowy patrol mieszany (1 SDH-y, 1 BDH-y, 1 SDW-ów, 3 SDH-y, 11 SDH-y i 1 SDH-ek) bierze udział w Białej Służbie podczas pielgrzymki Jana Pawła II do Lwowa.
Wspomnienia uczestników
Rafał Żak
Wspomnienie zapisane 2016-01-25 14:27:29
Biała Służba we Lwowie
Gdy jeszcze w zeszłym roku dowiedzieliśmy się, że istnieje możliwość wzięcia udziału w Białej Służbie podczas wizyty Ojca Świętego na Ukrainie powzięliśmy mocne postanowienie, że musimy wziąć w niej udział.
Tak więc oto w sobotę 23 czerwca stanęliśmy na dworcu w Skarżysku, mimo chorób i przypadków losowych, które wykluczyły kilku uczestników. Ostatecznie pociągiem do Przemyśla (17:54) wyruszyli:
oraz druhowie Hubert Mazur i Damian Mierzwa ze Starachowic.
Po 22-iej dojechaliśmy do Przemyśla, by po półgodzinnej wędrówce dotrzeć do szkoły, w której był zorganizowany nocleg.
24.06.2001
Do południa do szkoły ściągały kolejne środowiska. Na apelu rozpoczynającym Białą Służbę byliśmy już w komplecie - istniejąca wcześniej wyłącznie na papierze Chorągiew Poleska została skompletowana. Nie było nas zbyt wiele, ale nie ilość...
Tak więc chorągiew naszą tworzyli:
podjazd lubelski (a właściwie lubelsko-starachowicki) dowodzony przez pana wachmistrza Huberta Mazura ćw (7 osób)
podjazd zambrowski dowodzony przez pana wachmistrza hm Andrzeja Brzózkę HR
choragwią dowodził pan pułkownik pwd. Rafał Żak HR, a wchodziła ona w skład wojsk księcia wojewody małopolskiego hm Michała Tabora.
Po apelu wyruszyliśmy do przemyskiej katedry, skąd po mszy św. udaliśmy się już bezpośrednio na dworzec. Po krótkiej odprawie paszportowej załadowaliśmy się do pociągu i ruszyliśmy...
Po dotarciu do Lwowa (oczywiście nie do tej stacji, która wcześniej została uzgodniona, ale do takich nieoczekiwanych zwrotów akcji przyjdzie nam się jeszcze przyzwyczaić) po skorzystaniu jeszcze z jednego pociągu ruszyliśmy do szkoły, gdzie zaplanowany był nocleg. W czasie przemarszu po raz pierwszy można było zaobserwować, jaka długa była nasza harcerska kolumna –gdzie spojrzeć hen przed siebie wszędy szare i zielone mundury...
Po rozlokowaniu się w szkołach (województwa śląskie i mazowieckie zajmowały jedną, my drugą) po posiłku mogliśmy się udać na spoczynek. Znaczy niekoniecznie my, bowiem dane było naszej poleskiej chorągwi straż nocną w obozie pełnić (a że nas niewielu było, przeto każdy się załapał).
25.06.2001
Rano obowiązkowo szturm do umywalek (woda we Lwowie dochodzi do domów trzy godziny rano i trzy godziny wieczorem, umyć się w tych warunkach to sztuka nielada), zaś po wizji lokalnej dokonanej przez wojewodów i pułkowników na hipodromie - miejscu jutrzejszej mszy, udaliśmy się do centrum, by zwiedzić Lwów. Tu już poruszaliśmy się podjazdami, zwiedzając liczne zabytki oraz wyszukując liczne świadectwa niedawnej historii.
Spotkaliśmy się ponownie całym Polesiem o 14:00, i razem już wyruszyliśmy na Wysoki Zamek, by stamtąd podziwiać Lwów. Po drodze jeszcze zdążyliśmy udzielić wywiadu telewizyjnego Agencji Reutera (choć w światowych newsach, to chyba go nie puścili...). Potem ponieważ czas nas naglił udaliśmy się na wzgórze zamkowe, czego po dotarciu na miejsce absolutnie nie żałowaliśmy.
Każdemu, kto wybiera się do Lwowa polecam to miejsce - widok jest wart wysiłku (chociaż samo wzgórze nie jest specjalnie wysokie, zatem i wysiłek niewielki). Czas Czas jednak naglił - pozostało nam ok. 35 minut, aby dostać się na Cmentarz Orląt Lwowskich na Łyczakowie. Co jednak dla większych jednostek byłoby niewykonalne dla nas takim nie było. Trochę biegu, trochę wykorzystania komunikacji miejskiej, jeszcze szybkie spojrzenie na mapę...
Na Cmentarz Orląt wkroczyliśmy o 15:59.
W strugach deszczu odbył się krótki apel całej Białej Służby na Cmentarzu. Odśpiewaliśmy hymn i modlitwę harcerską, odmówiliśmy modlitwę za poległych. Wysłuchaliśmy także kilku słów na temat zawikłanej i skomplikowanej historii tej ziemi, w przeciągu której bratobójcze boje i walkę ze wspólnym najeźdżcą dzieliło kilkanaście miesięcy. Na koniec każdy z obecnych zaciągnął krótką wartę, przy grobie jednego z poległych.
Zanim opuściliśmy cmentarz spotkała nas jeszcze miła niespodzianka - spotkaliśmy księdza hm Dariusza Stańczyka - naszego kapelana z czasów początków ZHR w Skarżysku. Jeszcze tylko zdjęcie grupowe pułku i ... w drogę.
Około dwie godziny zajęła nam droga powrotna, na miejscu w szkole uczestniczyliśmy we Mszy Św. Po Mszy jeszcze tylko musieliśmy przynieść 400 bochenków chleba, potem tradycyjnie jeszcze tylko posiłek, toaleta (?), odprawa, i czas na sen.
26.06.2001
Sen, trzeba to przyznać, długi nie był. Jako chorągiew specjalna pobudkę mieliśmy o godzinie... 0:30. Wkrótce wyruszyliśmy z pułkami specjalnymi księstw śląskiego i mazowieckiego na miejsce papieskiej celebry - lwowski hipodrom. Tuż po drugiej, kiedy otwarte miały być wejścia na sektory byliśmy na miejscu.
Jak można było przypuszczać, sektory otwarte jeszcze nie były. Dużą pomocą byli dla nas druhowie z Harcerstwa Polskiego na Ukrainie (konkretnie z Mościsk), którzy nam towarzyszyli.
Zaczęła się improwizowacja na bieżąco, kilkanaście minut straciliśmy na rozmowie z milicjantem, który w sposób dość gwałtowny przekonywał nas, że wejścia, którego mieliśmy na dobry początek pilnować... po prostu nie ma, a ściślej mówiąc w tamtym kierunku nic nie ma oprócz błota. Kiedy wróciliśmy podjazdem skarżyskim po dziesięciu minutach właśnie krzyczał na ludzi, którzy nadchodzili stamtąd, gdzie nic nie było, a nas ponownie wygonił.
"idi w Polsci pariadok diełat, u nas pariadok jest")
Coż mieliśmy czynić? Poszliśmy :-)
Do godziny 5:00, kiedy nadciągneły główne siły ZHR-u kierowaliśmy ludzi na sektory stojąc na zewnętrznym pasie (podjazd skarżyski druhowie z Mościsk) oraz na wewnętrznej betonowej alejce - podjazdy lubelski i zambrowski (miejsca zaznaczone na planie czerwonymi kółkami).
Gdy nadciągnęły posiłki i zostaliśmy zluzowani Marszałek Polny hm Marek Mucha - szef jednostek specjalnych polecił nam udać się do sektora C9 i tam odpocząć i czekać na dalsze zadanie.
Odpoczynek znudził nam się już po 10 minutach, więc na ochotnika rozpoczęliśmy akcje "czyszczenia betonu", jak określono zapewnienie drożności i nie wpuszczania pielgrzymów na betonową alejkę, którą miał przejeżdżać Ojciec Święty. Poza tym udawaliśmy się wszędzie tam, gdzie byliśmy akurat potrzebni. Ktoś, kto by prowadził nasłuch radiowy, po godzinie mógł mieć wrażenie, że w chorągwi Poleskiej jest z 50 osób - tu wysyłają 8, tam 5, gdzie indziej 3...
Tłumy nadpływały, od ołtarza docierają próby śpiewu, robi się coraz cieplej. Po ósmej sektory zostały zamknięte, wszyscy oczekiwali na przybycie Ojca Św. Prowadzący przygotowania ksiądz wezwał wszystkich do gorącego powitania, przytaczając anegdotę, jak na pytanie Ojca Św. o tak ciche przywitanie (zapewne chodziło o Kijów) któryś z księży odpowiedział
"Ojcze Święty, ty wiesz, że nas nauczono krzyczeć tylko: Urrraa ! - i ti tylko na rozkaz"
Po dziewiątej, kiedy w oddali ukazał się charakterystyczny kształt papamobile stało się jasne, że obawy okazały się bezpodstawne. Papież podbił Lwów.
Radosnym śpiewem "Witajemo tebe, kochajemo tebe" 300 tysięcy pielgrzymów witało Ojca Świętego. I to bez rozkazu... :-)
W czasie Mszy Św. zaczęło się robić naprawdę gorąco, patrole sanitarne nie nadążyły biegać z noszami, których było dramatycznie mało. Niełatwo nam byłosię poruszać po alejkach, miejscami błoto sięgało poza kostki.
Po zakończonej Mszy cała kolumna wyruszyła w drogę powrotną. Jak łatwo było przewidzieć ulice były zatłoczone, tempo naszego marszu znikome. Do szkoły wróciliśmy śmiertelnie zmęczeni ok. 15:00, a już o 16:30 już wyruszyliśmy na spotkanie Ojca Świętego z młodzieżą, które odbywało się całkiem blisko naszego noclegu na Sihowie. Jak weszliśmy na sektory, o tym sza...
Około siedemnastej zaczęło padać. Nabożeństwo odbywało się w strugach deszczu. W pewnym momencie rozpoczęło się prawdziwe oberwanie chmury. Nawet Ojciec Święty przerwał czytaną po ukraińsku homilię i zaintonował:
Idzie dysc, idzie dysc, Idzie sikawica Uleje usiece Janickowe lica
Trudno mi powiedzieć, czy zgromadzeni na placu znali tę pieśń, ale my ją już gdzieś słyszeliśmy... Tymczasem Ojciec Święty kontynuował:
Nie lij dyscu nie lij Bo cie tu nie tseba Omin lasy, góry Zawróć sie do nieba...
Entuzjazm zebranych łatwo byłoby przewidzieć. Mniej przewidywalne było to, że...
ULEWA USTAŁA...
Do szkoły wróciliśmy już bardzo zmęczeni. Druhowie jak złożyli na chwilę głowy na śpiworach, tak się obudzili nazajutrz. A był to już dzień
27.06.2001
Wstaliśmy o siódmej, do dziesiątej zdążyliśmy już zjeść, umyć się, wysprzątać na błysk stołówkę i udać się na dworzec (Lwów Piersinkowka). Stamtąd krótka przejażdżka pociągiem na Lwów podmiejski, gdzie odbył się apel kończący Białą Służbę z udziałem konsula RP we Lwowie. Po raz ostatni utworzyliśmy meksykańską falę.... Po raz ostatni rozległo się gromkie "Czuwaj!" we Lwowskie niebo...
Pożegnaliśmy się już także my - członkowie chorągwi Poleskiej - w Przemyślu może już nie starczyć czasu (w rzeczy samej nie starczyło).
Z trzech stron Polski żeśmy się zebrali, by tu ramię w ramię pełnić służbę Bogu i bliźniemu. Mało czasu nam trzeba było, abyśmy się czuli, jakbyśmy się znali od lat. Miejmy nadzieję, że jeszcze nie raz skrzyżują się nasze harcerskie szlaki...
A jeśli chodzi o nas - synów (i córkę :-)) Gór Świętokrzyskich, to po trzech przesiadkach przed północą dotarliśmy do domu.
Wspomnienia uczestników
Biała Służba we Lwowie
Gdy jeszcze w zeszłym roku dowiedzieliśmy się, że istnieje możliwość wzięcia udziału w Białej Służbie podczas wizyty Ojca Świętego na Ukrainie powzięliśmy mocne postanowienie, że musimy wziąć w niej udział.
Tak więc oto w sobotę 23 czerwca stanęliśmy na dworcu w Skarżysku, mimo chorób i przypadków losowych, które wykluczyły kilku uczestników. Ostatecznie pociągiem do Przemyśla (17:54) wyruszyli:
oraz druhowie Hubert Mazur i Damian Mierzwa ze Starachowic.
Po 22-iej dojechaliśmy do Przemyśla, by po półgodzinnej wędrówce dotrzeć do szkoły, w której był zorganizowany nocleg.
24.06.2001
Do południa do szkoły ściągały kolejne środowiska. Na apelu rozpoczynającym Białą Służbę byliśmy już w komplecie - istniejąca wcześniej wyłącznie na papierze Chorągiew Poleska została skompletowana. Nie było nas zbyt wiele, ale nie ilość...
Tak więc chorągiew naszą tworzyli:
choragwią dowodził pan pułkownik pwd. Rafał Żak HR, a wchodziła ona w skład wojsk księcia wojewody małopolskiego hm Michała Tabora.
Po apelu wyruszyliśmy do przemyskiej katedry, skąd po mszy św. udaliśmy się już bezpośrednio na dworzec. Po krótkiej odprawie paszportowej załadowaliśmy się do pociągu i ruszyliśmy...
Po dotarciu do Lwowa (oczywiście nie do tej stacji, która wcześniej została uzgodniona, ale do takich nieoczekiwanych zwrotów akcji przyjdzie nam się jeszcze przyzwyczaić) po skorzystaniu jeszcze z jednego pociągu ruszyliśmy do szkoły, gdzie zaplanowany był nocleg. W czasie przemarszu po raz pierwszy można było zaobserwować, jaka długa była nasza harcerska kolumna –gdzie spojrzeć hen przed siebie wszędy szare i zielone mundury...
Po rozlokowaniu się w szkołach (województwa śląskie i mazowieckie zajmowały jedną, my drugą) po posiłku mogliśmy się udać na spoczynek. Znaczy niekoniecznie my, bowiem dane było naszej poleskiej chorągwi straż nocną w obozie pełnić (a że nas niewielu było, przeto każdy się załapał).
25.06.2001
Rano obowiązkowo szturm do umywalek (woda we Lwowie dochodzi do domów trzy godziny rano i trzy godziny wieczorem, umyć się w tych warunkach to sztuka nielada), zaś po wizji lokalnej dokonanej przez wojewodów i pułkowników na hipodromie - miejscu jutrzejszej mszy, udaliśmy się do centrum, by zwiedzić Lwów. Tu już poruszaliśmy się podjazdami, zwiedzając liczne zabytki oraz wyszukując liczne świadectwa niedawnej historii.
Spotkaliśmy się ponownie całym Polesiem o 14:00, i razem już wyruszyliśmy na Wysoki Zamek, by stamtąd podziwiać Lwów. Po drodze jeszcze zdążyliśmy udzielić wywiadu telewizyjnego Agencji Reutera (choć w światowych newsach, to chyba go nie puścili...). Potem ponieważ czas nas naglił udaliśmy się na wzgórze zamkowe, czego po dotarciu na miejsce absolutnie nie żałowaliśmy.
Każdemu, kto wybiera się do Lwowa polecam to miejsce - widok jest wart wysiłku (chociaż samo wzgórze nie jest specjalnie wysokie, zatem i wysiłek niewielki). Czas Czas jednak naglił - pozostało nam ok. 35 minut, aby dostać się na Cmentarz Orląt Lwowskich na Łyczakowie. Co jednak dla większych jednostek byłoby niewykonalne dla nas takim nie było. Trochę biegu, trochę wykorzystania komunikacji miejskiej, jeszcze szybkie spojrzenie na mapę...
Na Cmentarz Orląt wkroczyliśmy o 15:59.
W strugach deszczu odbył się krótki apel całej Białej Służby na Cmentarzu. Odśpiewaliśmy hymn i modlitwę harcerską, odmówiliśmy modlitwę za poległych. Wysłuchaliśmy także kilku słów na temat zawikłanej i skomplikowanej historii tej ziemi, w przeciągu której bratobójcze boje i walkę ze wspólnym najeźdżcą dzieliło kilkanaście miesięcy. Na koniec każdy z obecnych zaciągnął krótką wartę, przy grobie jednego z poległych.
Zanim opuściliśmy cmentarz spotkała nas jeszcze miła niespodzianka - spotkaliśmy księdza hm Dariusza Stańczyka - naszego kapelana z czasów początków ZHR w Skarżysku. Jeszcze tylko zdjęcie grupowe pułku i ... w drogę.
Około dwie godziny zajęła nam droga powrotna, na miejscu w szkole uczestniczyliśmy we Mszy Św. Po Mszy jeszcze tylko musieliśmy przynieść 400 bochenków chleba, potem tradycyjnie jeszcze tylko posiłek, toaleta (?), odprawa, i czas na sen.
26.06.2001
Sen, trzeba to przyznać, długi nie był. Jako chorągiew specjalna pobudkę mieliśmy o godzinie... 0:30. Wkrótce wyruszyliśmy z pułkami specjalnymi księstw śląskiego i mazowieckiego na miejsce papieskiej celebry - lwowski hipodrom. Tuż po drugiej, kiedy otwarte miały być wejścia na sektory byliśmy na miejscu.
Jak można było przypuszczać, sektory otwarte jeszcze nie były. Dużą pomocą byli dla nas druhowie z Harcerstwa Polskiego na Ukrainie (konkretnie z Mościsk), którzy nam towarzyszyli.
Zaczęła się improwizowacja na bieżąco, kilkanaście minut straciliśmy na rozmowie z milicjantem, który w sposób dość gwałtowny przekonywał nas, że wejścia, którego mieliśmy na dobry początek pilnować... po prostu nie ma, a ściślej mówiąc w tamtym kierunku nic nie ma oprócz błota. Kiedy wróciliśmy podjazdem skarżyskim po dziesięciu minutach właśnie krzyczał na ludzi, którzy nadchodzili stamtąd, gdzie nic nie było, a nas ponownie wygonił.
"idi w Polsci pariadok diełat,
u nas pariadok jest")
Coż mieliśmy czynić? Poszliśmy :-)
Do godziny 5:00, kiedy nadciągneły główne siły ZHR-u kierowaliśmy ludzi na sektory stojąc na zewnętrznym pasie (podjazd skarżyski druhowie z Mościsk) oraz na wewnętrznej betonowej alejce - podjazdy lubelski i zambrowski (miejsca zaznaczone na planie czerwonymi kółkami).
Gdy nadciągnęły posiłki i zostaliśmy zluzowani Marszałek Polny hm Marek Mucha - szef jednostek specjalnych polecił nam udać się do sektora C9 i tam odpocząć i czekać na dalsze zadanie.
Odpoczynek znudził nam się już po 10 minutach, więc na ochotnika rozpoczęliśmy akcje "czyszczenia betonu", jak określono zapewnienie drożności i nie wpuszczania pielgrzymów na betonową alejkę, którą miał przejeżdżać Ojciec Święty. Poza tym udawaliśmy się wszędzie tam, gdzie byliśmy akurat potrzebni. Ktoś, kto by prowadził nasłuch radiowy, po godzinie mógł mieć wrażenie, że w chorągwi Poleskiej jest z 50 osób - tu wysyłają 8, tam 5, gdzie indziej 3...
Tłumy nadpływały, od ołtarza docierają próby śpiewu, robi się coraz cieplej. Po ósmej sektory zostały zamknięte, wszyscy oczekiwali na przybycie Ojca Św. Prowadzący przygotowania ksiądz wezwał wszystkich do gorącego powitania, przytaczając anegdotę, jak na pytanie Ojca Św. o tak ciche przywitanie (zapewne chodziło o Kijów) któryś z księży odpowiedział
"Ojcze Święty,
ty wiesz, że nas nauczono krzyczeć tylko: Urrraa ! - i ti tylko na rozkaz"
Po dziewiątej, kiedy w oddali ukazał się charakterystyczny kształt papamobile stało się jasne, że obawy okazały się bezpodstawne. Papież podbił Lwów.
Radosnym śpiewem "Witajemo tebe, kochajemo tebe" 300 tysięcy pielgrzymów witało Ojca Świętego. I to bez rozkazu... :-)
W czasie Mszy Św. zaczęło się robić naprawdę gorąco, patrole sanitarne nie nadążyły biegać z noszami, których było dramatycznie mało. Niełatwo nam byłosię poruszać po alejkach, miejscami błoto sięgało poza kostki.
Po zakończonej Mszy cała kolumna wyruszyła w drogę powrotną. Jak łatwo było przewidzieć ulice były zatłoczone, tempo naszego marszu znikome. Do szkoły wróciliśmy śmiertelnie zmęczeni ok. 15:00, a już o 16:30 już wyruszyliśmy na spotkanie Ojca Świętego z młodzieżą, które odbywało się całkiem blisko naszego noclegu na Sihowie. Jak weszliśmy na sektory, o tym sza...
Około siedemnastej zaczęło padać. Nabożeństwo odbywało się w strugach deszczu. W pewnym momencie rozpoczęło się prawdziwe oberwanie chmury. Nawet Ojciec Święty przerwał czytaną po ukraińsku homilię i zaintonował:
Idzie dysc, idzie dysc,
Idzie sikawica
Uleje usiece
Janickowe lica
Trudno mi powiedzieć, czy zgromadzeni na placu znali tę pieśń, ale my ją już gdzieś słyszeliśmy...
Tymczasem Ojciec Święty kontynuował:
Nie lij dyscu nie lij
Bo cie tu nie tseba
Omin lasy, góry
Zawróć sie do nieba...
Entuzjazm zebranych łatwo byłoby przewidzieć. Mniej przewidywalne było to, że...
ULEWA USTAŁA...
Do szkoły wróciliśmy już bardzo zmęczeni. Druhowie jak złożyli na chwilę głowy na śpiworach, tak się obudzili nazajutrz. A był to już dzień
27.06.2001
Wstaliśmy o siódmej, do dziesiątej zdążyliśmy już zjeść, umyć się, wysprzątać na błysk stołówkę i udać się na dworzec (Lwów Piersinkowka). Stamtąd krótka przejażdżka pociągiem na Lwów podmiejski, gdzie odbył się apel kończący Białą Służbę z udziałem konsula RP we Lwowie. Po raz ostatni utworzyliśmy meksykańską falę.... Po raz ostatni rozległo się gromkie "Czuwaj!" we Lwowskie niebo...
Pożegnaliśmy się już także my - członkowie chorągwi Poleskiej - w Przemyślu może już nie starczyć czasu (w rzeczy samej nie starczyło).
Z trzech stron Polski żeśmy się zebrali, by tu ramię w ramię pełnić służbę Bogu i bliźniemu.
Mało czasu nam trzeba było, abyśmy się czuli, jakbyśmy się znali od lat.
Miejmy nadzieję, że jeszcze nie raz skrzyżują się nasze harcerskie szlaki...
A jeśli chodzi o nas - synów (i córkę :-)) Gór Świętokrzyskich, to po trzech przesiadkach przed północą dotarliśmy do domu.
A szkoda, że trwało to tak krótko...
Czuwaj!
(pwd. Rafał Żak, skarzysko.zhr.pl 30.06.2001)
Komentarze