Leszczyny. Na grze terenowej oblany barszczem z buraków grałem rannego spadochroniarza. Niefartownie Emotikon wink odnalazła mnie "Czwórka", zgodnie z zaleceniami z materiału znalezionego w lesie sporządziła nosze i przetransportowała mnie do obozu. Choć po niedługim czasie już próbowałem pertraktować, że ja już się lepiej czuję, że chcę na piechotę - nie dało się. Uparcie niosły zmieniając się przy dźwiganiu. Efekt końcowy był taki, że jeszcze nim dotarliśmy do obozu już naprawdę potrzebowałem wody utlenionej i opatrunku połowy ręki i barku ;-)