Luis
Wspomnienia uczestników
Skończyły się (przynajmniej na razie) zgody na publikację zdjęć z "Akcji...". Więc dziś pierwsze z serii (mam nadzieję) zdjęć spoza cyklu...
Na tapetę idzie postać łącząca środowisko ZHP lat '80 z raczkującym środowiskiem ZHR.
Z jednodniowym poślizgiem, gdyż miałem nadzieję na zdobycie jakiś bardziej kompromitujących materiałów, co pozwoliłoby mi na dopełnienie zemsty! A za co chciałem się mścić...
Wykus, pole biwakowe – czerwiec 1990 r. (chyba). Ostatni dzień biwaku - niedziela rano!
Starszeństwo (duhowie Rysiek, Różyc, Lenard ) wczesnym rankiem udali się na uroczystości pod pomnikiem na Wykusie i w Wąchocku, pozostawiając nas młodziaków pod opieką Luisa i Kiełka. Mieliśmy dołączyć na mszę w Wąchocku, uprzednio zwijając biwak.
Młodzież z werwą zabrała się do czynu. Szybkie śniadanko, a następnie zwijanie namiotów, pakowanie plecaków, maskowanie śladów ognisk i ogólne sprzątanie. Gotowi!
Prawie… Nasi „opiekunowie” po krótkiej i jakże pracowitej nocy (pichcenie gulaszu – to odrębna opowieść!), z pełnymi brzuszkami śpią w najlepsze w jedynym nie zwiniętym namiocie.
Coraz mniej czasu na dotarcie na wyznaczoną godzinę do Wąchocka. Nie pomagają prośby i błagania. W końcu „zrozpaczeni” podejmujemy (jak się później okazało, brzemienną w skutkach) decyzję – składamy namiot z druhami w środku! Zadziałało! Wstali i szybko „ogarnęli się”. Wyruszyliśmy!
W krótkim czasie dotarliśmy z pola biwakowego pod pomnik, gdzie korzystając z okazji „nadaliśmy” nasze plecaki i namioty busikiem pod opieką dh Miśka. Bez plecaków będzie łatwiej, a więc i szybciej, bo czasu już mało, a do pokonania jeszcze ok. 9 km.
Ledwie wyruszyliśmy w drogę, napatoczyły się druhny z 4 SDH, ze swoimi ogromnymi plecakami. Iść „na luzaka” obok objuczonych druhenek… głupio! Luis i Kiełek wpadają na szatański plan, w ramach którego zarówno wybrną z kłopotliwej sytuacji (wobec dziewczyn), jak i zemszczą się na natrętnych młokosach, którzy tak brutalnie przerwali im błogi sen.
- Chłopaki, powiemy dziewczynom, że weźmiemy od nich te plecaki, pod warunkiem że dotrzymają nam kroku! Zgoda?
Pojechali nam po ambicji, więc natychmiast przystaliśmy na tę propozycję. Druhny, skwapliwie też!
Ruszyliśmy w szeregu, Kiełek otwierał, Luis szedł jako ostatni poganiając nas jak nadzorca niewolników.
Co się później działo trudno stwierdzić, bo pot i mroczki wywołane niedotlenieniem mózgu zasłoniły nam oczy.
Pamiętam tylko, że gdzieś na skraju lasu (nie widząc już dziewczyn na horyzoncie), złożyliśmy ich plecaki. Nie dotrzymały kroku, więc umowa zerwana.
Dalej „poszliśmy” już slalomem na uginających się nogach. Jeszcze tylko w jednym momencie udało nam się wykrzesać odrobinę energii – na widok studni z wodą!
Na miejsce (przed klasztor w Wąchocku) dotarliśmy sporo przed czasem. Jak się okazało, cała droga z Wykusu (9 km) zajęła nam niespełna 50 minut !
Dopiero po latach (wczoraj) dowiedziałem się, że Luis trenował wówczas do „Dromadera” (100km na czas). Niedługo potem zrobił ten dystans (100 km) w 18.30h. PODZIWIAM!!!
Tak. Dzisiejsza opowieść i niespełniona zemsta dotyczy Luisa
Komentarze